Recenzja filmu

Samui Song (2017)
Pen-Ek Ratanaruang
Laila Boonyasak
David Asavanond

Song to nie song

Opowieść zaczyna się niczym mroczny thriller, sceną tajemniczego wypadku samochodowego. Następnie przechodzi w oniryczną medytację ze snującą się po pomieszczeniach i patrzącą w dal bohaterką.
Bardziej meta się nie da: "Samui Song" to artystowski snuj z fabułą imitującą opery mydlane, w którym gwiazda oper mydlanych marzy o zagraniu u reżysera kręcącego artystowskie snuje. Żeby nie było: "artystowski snuj" nie jest określeniem pejoratywnym, a jedynie deskryptywnym; ja tam snuje lubię. Znacie ten typ: Azja, powolne tempo, niekoniecznie wiadomo o co chodzi. Tajski reżyser Pen-Ek Ratanaruang przyzwyczaił nas już zresztą, że schematy kina gatunków – filmu gangsterskiego, fantasy, thrillera – lubi serwować w poetyckiej, enigmatycznej formie. W "Samui Song" przygotował kolejną tego typu mieszankę, tyleż intrygującą, co nie do końca spełnioną.



Podobna ambiwalencja jest tu zresztą jak najbardziej na miejscu. Reżyser pokazuje przecież, że granice – czy to między faktem a fikcją, czy to między arthouse’em, soap-operą a kinem noir – są niezwykle cienkie. "Samui Song" to taki film, w którym nigdy nie wiesz, czy dramatyczny monolog nie jest aby tylko próbą scenariuszową. Albo czy za rogiem nie czai się ekipa filmowa gotowa przebić z hukiem tak zwaną "czwartą ścianę". Opowieść zaczyna się niczym mroczny thriller, sceną tajemniczego wypadku samochodowego. Następnie przechodzi w oniryczną medytację ze snującą się po pomieszczeniach i patrzącą w dal bohaterką. Chwilę potem jesteśmy już w tajlandzkiej wersji "Podwójnego ubezpieczenia", w historyjce o żonie, która chwyta się metaforycznej brzytwy, by za wszelką cenę uciec od antypatycznego męża. Bez nagłych eksplozji krwawej przemocy się nie obejdzie.

Nie wszystko jednak jest tu zabawą. "Samui Song" uderza też w tony krytyczne. Główna bohaterka, Viyada (Laila Boonyasak), dusi się w rolach telewizyjnej gwiazdki oraz żony-trofeum francuskiego milionera Jerome'a (Stéphane Sednaoui). Ten jest zaś figurą tyleż żałosną, co straszną. Twórca podśmiechuje się dyskretnie z lepionych przez impotenta kompensacyjnych, fallicznych rzeźb, ale oddaje też grozę jego specyficznych małżeńskich wymagań i neofickiego zaangażowania w lokalny kult. A kiedy Viyada zwraca się po pomoc do lokalnego rzezimieszka, Guya (David Asavanond), jej sytuacja jedynie się komplikuje. Mamy tu więc opowieść o kobiecie uwięzionej przez opresyjny kwartet patriarchatu, religii, zbrodni i… opery mydlanej. Ofiar niesprzyjających okoliczności jest zresztą w filmie więcej. Guy, choć pozuje na "gładkiego operatora", na co dzień toczy walkę z finansowymi niedostatkami, chorobą matki, szpitalną biurokracją i egzekutorami długów. W efekcie "Samui Song" to dość posępna piosenka, tyleż pełna dekonstrukcyjnej inwencji, co obdarzona ostrym społecznym pazurem.



Sęk w tym, że tytułowa "piosenka" wcale piosenką nie jest. Wieść niesie, że producent przeczytał tytuł "po angielsku", nieświadom, że "song" to po tajsku "dwa". W rzeczywistości chodziło po prostu o… drugą wersję scenariusza, ale pomyłka spodobała się reżyserowi. Nic dziwnego. Pen-Ek Ratanaruang przecież z premedytacją zawiaduje konfuzją. Zmienia perspektywy, mnoży ujęcia z dziwnych punktów widzenia, przerzuca się konwencjami – wszystko bardzo sprawnie. To jednak ryzykowna gra, bo polega na ciągłym unieważnianiu tego, co się pieczołowicie zbudowało. Żonglerka tożsamościami bohaterów nie pozwala tymczasem pogłębić portretów psychologicznych, a piętrzące się cudzysłowy utrudniają wzięcie czegokolwiek na serio. W którymś momencie przestaje nas więc obchodzić, co jest snem, co jawą, a co kolejnym twórczym wypadkiem przy pracy. Żeby nie było: "Samui Song" to kino zdecydowanie "ciekawe". Dla jednych będzie to komplement, dla innych – eufemizm. "Song" albo "song".  
1 10
Moja ocena:
6
Rocznik 1985, absolwent filmoznawstwa UAM. Dziennikarz portalu Filmweb. Publikował lub publikuje również m.in. w "Przekroju", "Ekranach" i "Dwutygodniku". Współorganizował trzy edycje Festiwalu... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones